Na tę książkę trafiłem przez przypadek. Zwabił mnie podtytuł, czyli "Rozweselająca opowieść o bożonarodzeniowym terrorze - wersja 2.0". A potem czytałem i turlałem się ze śmiechu.
Nierozgarnięty archanioł Rajzel, który niegdyś spóźnił się 10 lat na narodziny Jezusa i wystraszył pasterzy, tym razem przybywa na Ziemię, aby w bożonarodzeniowy wieczór spełnić jedno dziecięce marzenie. Trafia do kalifornijskiego miasteczka, zaludnionego plejadą prześmiesznych postaci: wiecznie upalonego policjanta, przebrzmiałej gwiazdy filmowej klasy B wyobrażającej sobie, że jest Wojowniczą Laską z Pustkowi, sknerowatego developera w przebraniu Świętego Mikołaja, mówiącego nietoperza owocożernego z Mikronezji i i wielu innych, równie niezwykłych indywiduów. Pech chciał, że spełnione dziecięce marzenie uruchamia lawinę niespodziewanych wydarzeń, łącznie z inwazją mózgożernych zombiaków...
Rzecz jest lekka i cokolwiek durnowata, ale krótka i śmieszna. Jeśli lubicie absurdalny humor w stylu Kurta Vonneguta z dodatkiem szczypty pieprzu - polecam.
Paka!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz