piątek, 29 maja 2009

Bania w Białymstoku

Projekt nienowy, bo sprzed trzech miesięcy, ale gorący, bo dla ruskiej bani w Folwarku Nadawki. Zrobiłem zdjęcia, zaprojektowałem grafikę, złożyłem do druku i napisałem copy:

Jakaż to bania?
Na uboczu, nieopodal karczmy, obok oczka wody ogrodzony domek stoi.

W domku trzy izby:


1. Salonik baniowy
, z telewizorem słusznych rozmiaró
w, z wygodnymi siedzeniami, stolikiem i telefonem do karczmy.
2. Sypialnia
- na obszernej antresoli.
Toaleta i prysznice - obok przejścia do bani.
3. No i trzecia izba wreszcie, czyli bania
, od podłogi aż po sufit
drewnem wyłożona, z miejscami do siedzenia i leżenia z boku piec drewnem opalany, a na nim kamienie, które wodą polewać należy, gdy bańszczyk zza ściany do pieca będzie dokładał.

A na co do bani?

Na ważne rozmowy Domek na uboczu stoi, ani widu, ani słychu, o czym tam kto rozprawia. Zaproś kontrahentów, suto ugość, przygrzej w bani, a umowę wnet parafować gotowi.

Na wieczór kawalerski albo mecz piłkarski
Domek pomieści do 10 gości, którzy mogą tam hulać ile tylko pary starczy.

Krótko mówiąc dobra bania
Na ciche spotkania i głośne biesiady


Na wypoczynek

Oj, jak dobrze do bani przyjść
w wolnym czasie, wygrzać się, odprężyć i kapkę wypocząć...

Na zdrowie
Oczyszcza i hartuje ciało, wzmacnia odporność, poprawia krążenie, a skóra będzie jędrniejsza i bardziej dotleniona.


Ruska bania czyli domek drewniany z tradycyjną rosyjską sauną, urządzony z wygodami, zaledwie 5 km od Białegostoku, na biesiadowanie, na ważne rozmowy i na zdrowy wypoczynek, albo i na nocowanie, cnym gościom Folwarku Nadawki w dyspozycyję oddajemy

czwartek, 28 maja 2009

Wschodzący Białystok

A kto na własne oczy widział prawdziwy Wschodzący Białystok? Ja widziałem. 24 maja ok. godz. 4.30 z okna mojej sypialni. Wygląda tak:


A w ogóle kto powiedział, że Wschodzący Białystok jest żółto-czerwony?

niedziela, 24 maja 2009

Głos w sprawie loga Białegostoku

Możemy głosować na jeden ze zmodyfikowanych znaków graficznych przygotowanych przez Eskadrę, która zrobiła to za darmo, a zatem i bez polotu, a miejscami nawet bez sensu. Podejrzewam, że częściowo są to odgrzewane kotlety, które nie przeszły wewnętrznej weryfikacji w trakcie pierwszych prac nad logiem Białegostoku, a częściowo bezmyślne wycinanki i przestawianki jakiegoś juniora. Ale nie wiem na pewno, więc niech moje mniemania pozostaną miedzy nami, drogi blożku :)

Jestem Białostoczaninem, któremu leży na wątrobie wizerunek własnego miasta. Dlatego gdy widzę wyroby logopodobne, spośród których próbujemy wybrać godło promocyjne - muszę zaprotestować.

Proponowane modyfikacje to jakieś zgniłe ogryzki, a nie loga!



Propozycja 1.

Siłą „starego” znaku Eskadry była elastyczna, otwarta kompozycja, umożliwiająca swobodną, nawet fragmentaryczną ekspozycję loga, bez utraty najważniejszej cechy – rozpoznawalności. To nowatorskie podejście – znak graficzny jako punkt wyjścia do tworzenia pochodnych form, którymi można swobodnie operować, eksponując je w dowolnej przestrzeni (patrz trampki) – zostało zastąpione bezkształtną maziają z rachitycznymi promyczkami. To logo bardziej niż wschód słońca przypomina kawałek sękacza albo zepsute jajo. No, może od biedy tęczę. Nie ma w tym żadnego pomysłu i nawet kwanta energii, którym promieniowała pierwsza propozycja Eskadry. Zamiast rześkiej energii poranka mamy smętnie zwisającą jajecznicę.

Propozycja 2.

To z kolei jest nawet dość słoneczne, chociaż bardziej przywodzi na myśl fryzurę afro. Pasowałoby jakiemuś brazylijskiemu miastu. Nie jest też wykwitem wyjątkowych umiejętności czy oryginalnej myśli projektanta – taki efekt graficzny można osiągnąć używając jednego z filtrów Photoshopa. Dlatego na podobne „bąbelki” można się natknąć na co trzecim plakacie reklamującym sobotnią imprezę w klubie muzycznym. I gdzie się podziała ta energia, którą promieniowała pierwsza propozycja Eskadry? Gdzie ten „efekt tadaaam!”? Tu go nie widać.

I kolejne propozycje – najgorsze wyjście z możliwych, czyli „obetnijmy połowę i zobaczmy jak to się nam poukłada”. Co z tego wyszło? Może wachlarz, może pióropusz na hełmie rzymskiego legionisty, może jakaś halabarda albo irokez... Nie można modyfikacji znaku graficznego traktować literalnie. Nie wystarczy bezmyślnie przyciąć i obrócić, bo w rezultacie wychodzą takie właśnie koszmarki.

Tagline „Wart zachodu” również uważam za zły pomysł. Przez to hasło prześwitują prowincjonalne kompleksy – jest ono wyrazem aspiracyjnej postawy, która automatycznie lokuje nas w gronie „tych gorszych, którzy chcą być lepsi”. Wschodzący Białystok w zupełności wystarczy.

Można jednak umiejętnie zmodyfikować niechciane logo tak, aby odejść od podobieństwa do LGBT NYC i jednocześnie utrzymać świetny pomysł solarnie ułożonych wykrzykników oraz zachować dwie najlepsze cechy znaku: otwartą kompozycję i artystyczny efekt swobodnej ekspresji, eksplodującej energii, promieniującej radości...

Na przykład tak:
Zaprojektowałem to, inspirując się jedynie „starym” znakiem Eskadry. Może warto więc poświęcić godłu promocyjnemu, które będzie nam świecić parę ładnych lat nieco więcej zachodu? Tydzień później nas wszak nie zbawi... Mogę ten sygnet przekazać miastu w formie wektorowej.

piątek, 8 maja 2009

Dwie perełki

Wiosenne upały przygrzewają w beret. I to nie tylko w mój, bo co i rusz natykam się na przedziwne wykwity przegrzanych neuronów. Pierwszy powalił mnie na kolana i skłonił do szczerej modlitwy o uzdrowienie rozumu i dar postrzegania prawdziwej natury rzeczywistości dla Sędziów Rejonowych we Wrocławiu. Z fragmentu postanowienia, jakie wpadło mi w oko wynika, że siedziba Internetu znajduje się w Warszawie. Nic, tylko pogratulować roztropności i szerokiej wiedzy o nowych mediach.






Druga perełka nie sięga już wyżyn naszego społeczeństwa. Nie sięga nawet poziomu gleby na Żuławach, bo dotyczy prozy życia szarych konsumentów, którzy udając się do Tesco w celu nabycia komunijnego wehikułu dla swych chrześniaków, zobaczyć mogą takie oto kwieciste nomen: