środa, 24 czerwca 2009

Do It Yourself

Ciekawa dyskusja w TOK FM na temat wszechobecnej dyktatury porad ekspertów. Jeszcze niedawno człowiek potrafił sam kupić auto i po prostu wyjechać na wakacje, a jak mu się coś zepsuło - zajrzeć pod maskę i dłubać aż naprawił. A teraz... Jeden ekspert musi poradzić w wyborze kredytu, drugi - w wyborze samochodu, trzeci - kupi samochód, czwarty - ubezpieczenie. Eksperci doradzą, gdzie wyjechać a urlop, którą trasę podróży wybrać, gdzie się zatrzymać, co zobaczyć, jak się zachować i kiedy puścić bąka. Szukamy porad ekspertów podejmując najbardziej banalne decyzje - w niemal wszystkich dziedzinach życia. Niektórzy bez porad ekspertów i dyskusji na forach nie potrafią kupić nawet pary skarpet. Outsorsujemy wszystko, oprócz wąskiego wycinka naszej zawodowej specjalizacji. Jestesmy ignorantami, którzy nie potrafią nic innego. Stajemy się totalnie ubezwłasnowolnymi trybikami machiny egzystencji. Ciekawe kiedy zaczniemy zlecać specjalistom robienie naszych dzieci.


wtorek, 23 czerwca 2009

Durak lex...

Projekt nowelizacji prawa prasowego wywołał wśród blogerów falę niepokoju. Czy znowelizowana ustawa nałoży na nich obowiązek sądowej rejestracji blogów?

“Rzeczpospolita” napisała, że nowelizacja prawa prasowego, przygotowywana przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego może utrudnić życie internautom. Konsekwencje prawne wprowadzenia w życie zapisów nowelizowanej ustawy mogą dotknąć autorów stron internetowych, którzy nie dopełniliby formalności, m.in. blogerów. Autorzy artykułu podkreślają, że wynika to z nowej definicji dziennika. Dotychczas był on definiowany jako medium o ogólnopolskim charakterze. Teraz o “być czy nie być dziennikiem” zadecyduje częstotliwość aktualizacji. Zagrożenie dla blogerów i twórców stron internetowych gazeta podparła opiniami naukowców i prawników.

Minister Bogdan Zdrojewski uspokaja:- Ktoś, kto pisze takie analizy, nie przeczytał projektu ustawy - powiedział portalowi Gazeta.pl - Blogerzy mogą spać spokojnie - dodał.

Możemy sobie zatem życzyć dobrej nocy.

Albo wziąć na warsztat rzeczony projekt i przeczytać, że: “prasa oznacza publikacje periodyczne, które nie tworzą zamkniętej, jednorodnej całości, ukazujące się nie rzadziej niż raz do roku, opatrzone stałym tytułem albo nazwą, numerem bieżącym i datą, a w szczególności (…) prasą są także wszelkie istniejące i powstające w wyniku postępu technicznego środki masowego przekazywania, o ile upowszechniają publikacje periodyczne za pomocą druku, wizji, fonii lub innej techniki rozpowszechniania, w tym także publikacje prasowe ukazujące się w formie elektronicznej” (art. 7. ust. 2.)

Czy zatem nieregularnik (publikacja periodyczna) o stałej nazwie “Piszpan Blog”, której niejednorodne notki opatrzone są datą, a następnie publikowane w formie elektronicznej, jest prasą czy nie?

Bo jeśli jest, to “wymaga rejestracji w sądzie okręgowym właściwym miejscowo dla siedziby wydawcy, zwanym dalej “organem rejestracyjnym”" (art. 20. ust. 1.). Czy będę musiał udać się do siedziby “organu” i zarejestrować bloga? Wszak “Kto wydaje dziennik lub czasopismo bez rejestracji albo zawieszone- podlega grzywnie.” (art. 45.)

Czy powinnienem powołać redaktora naczelnego, płacić sobie wierszówkę i odpowiadać za treść komentarzy? Czy będę musiał publikować sprostowania? Bo “Kto wbrew obowiązkowi wynikającemu z ustawy uchyla się od opublikowania sprostowania, o którym mowa w art. 31, albo publikuje takie sprostowanie wbrew warunkom określonym w ustawie - podlega grzywnie.” (art. 46.) Mało tego! “Kto wbrew obowiązkowi wynikającemu z art. 34 i 35 uchyla się od opublikowania komunikatu urzędowego, ogłoszenia sądu lub innego organu państwowego, jak również listu gończego - podlega grzywnie.” (art. 47.)

Nie mam pewności… Chyba dla świętego spokoju w kolejnej notce opublikuję jakiś list gończy, może to zostanie uznane za okoliczność łagodzącą?

czwartek, 11 czerwca 2009

Scenariusz dla Camerona

Albo dla Oliviera Stone'a :) W Białymstoku można nakręcić awanturniczy film akcji z wątkiem romantycznym. Tłem mogą być burzliwe wydarzenia z początku ubiegłego wieku. Wówczas Białystok był dużym, wielokulturowym, ale też radykalnie rozrewolucjonizowanym miastem, w którym działała niezwykle aktywna grupa anarchistów.

Napisałem scenariusz filmu oparty na kanwie autentycznych wydarzeń z 1903-1906
Dodałem oczywiście wątek romantyczny :)



Karnawał 1903. W Białymstoku zaczyna działalność grupa anarchistów. Jeden z członków organizacji Nisel Faber przypadkiem mija się rozbawioną Melanią - córką fabrykanta Kagana. Coś między nimi zaiskrzyło.

Wiece organizowane przez anarchistów gomadzą setki słuchaczy. Faber, Gielinker i inni spotykają się w mieszkaniu jednego z robotników. Postanawiają przystąpić do działalności zbrojnej. Faber zranił właściciela dużego zakładu produkcyjnego Kagana, który brutalnie traktował robotników zatrudnionych w swym zakładzie.

Melania spotyka później Fabera na ulicy. Ktoś rzucił bombę do jednego z cyrkułów, która zraniła dwóch policjantów i zabiła dwie osoby cywilne. Faber ratuje Melanię, a ona się w nim natychmiast zakochuje. Później spotykają się na namiętnych schadzkach. Melania nie wie, że to właśnie Faber rzucił wówczas bombę do cyrkułu, a wcześniej zranił jej ojca. Faber nie wie, że Melania jest córką Kagana. Zakochują się w sobie i zaczynają potajemnie się spotykać. On opowiada jej o walce z niesprawiedliwością (choć nie może wtajemniczać jej w szczegóły akcji), a ona jest zauroczona jego wrażliwością, męskością i szczerą prostotą.

Niedługo później Faber dowiaduje się, kim jest Melania. Jest zazdrosny, bo dzieli ich ogromna różnica statusu. Na dodatek towarzysze anarchiści są przeciwni utrzymywaniu kontaktów z córką fabrykanta, a Kagan - zalotom golca Fabera. Faber namawia Melanię na emigrację do Londynu. W Krynkach anarchiści dokonują udanego ataku na urząd powiatowy i zdobywają duże ilości blankietów paszportowych. Tymczasem do Białegostoku przybywa oddział Kozaków, dowodzony przez Piotra Aleksandrowicza Fułłona. Rotmistrz Fułłon bawi u Kagana. Piją wódkę, jedzą kawior, a pijany Fułłon zaleca się do Melanii. Całą sytuację przypadkowo widzi zazdrosny Faber. Między kochankami dochodzi do kłótni. Melania dowiaduje się, że to Faber ranił jej ojca i strzela wielkiego focha. Nie chce znać Fabera i zbliża się do Fułłona, który próbuje ją zdobyć. Fułłon zaprasza Melanię na przyjęcie do Ritza.

W mieście rośnie napięcie. Aresztowania, rewizje, zamachy... Strajkują robotnicy. Anarchiści organizują zamach na drukarnię i zdobywają znaczną ilość czcionki drukarskiej i farb, które wykorzystują do drukowania materiałów propagandowych. Policji, przy pomocy konfidenta, udało się odkryć kryjówkę z czcionkami drukarskimi, farbami i papierem. W odwecie anarchista Gielinkier dokonuje zamachu na dozorcę domu, który doniósł policji o magazynie materiałów drukarskich - wrzuca dozorcy bombę do mieszkania. Zostaje aresztowany. W mieście wybucha strajk powszechny. Towarzysze chca odbić Gielinkera, rzucają bombę w grupę policjantów i ruszają do szturmu na areszt.

Tymczasem fabrykanci i Rosjanie bawią się w Ritzu. Do akcji wkracza brutalny oddział Kozaków pod dowództwem Fułłona, który nie ukrywa wściekłości, że musi zrezygnować z udziału w przyjęciu i tłumić rozruchy. Rozpoczyna się regularna bitwa. W wirze walki Faber atakuje Fułłona, ale ulega przewadze Kozaków. Fułłon chce go zastrzelić, ale na ratunek rzuca się Melania, która jak deus ex machina zasłania Fabera własną piersią. Melania obsobacza Kozaków, a Faber umyka. Potem Faber i Melania razem uciekają do Londynu.

Napisy końcowe. Gra nostalgiczna melodia.

środa, 10 czerwca 2009

Białystok przejazdem

Dziś w galerii na onecie konkurs piękności małych miasteczek. Weekend się zbliża, więc cisną się na afisz. Może i urokliwe, ale tylko przejazdem. Więc raczej nie na weekend, zwłaszcza nie dla tych, co myślą o małych miasteczkach to samo co Rafał Wojaczek.

A Białystok - jaki jest przejazdem? Załóżmy, że jedziemy do małego, urokliwego miasteczka, na przykład do Supraśla. Po drodze z Warszawy Białystok nie pojawia się jak filip z konopi. Najpierw mijamy bazy dla bałtyckich tirów i masę tablic wielkoformatowych, niektóre po rosyjsku albo litewsku. Country and eastern. Potem carską komorę celną, czyli Domek Napoleona. Przed dwustu laty tutaj kończyło się Duché de Varsovie, a zaczynało gospodarcze Cesarstwo Rosyjskie. W oddali świeci monumentalny, barokowy kościół. Mijamy dworzec kolejowy. Też carski. Potem znowu wielki biały kościół, jeden z największych w Polsce. Dalej jedziemy szerokimi, komunistycznymi alejami, mijamy place, kamienice, cmentarze i drewniane domy w dość dużym aby się tu zatrzymać, ale też wygodnie przejezdnym mieście.

Warto się tu zatrzymać na weekend?

Gdzie jest Białystok?

Agencja Ciszewski Public Relations opublikowała raport badawczy na temat komunikacji marketingowej polskich miast. Audyt ocenia jakość i szybkość działań urzędów odpowiedzialnych za informację, użyteczność materiałów prasowych i sposób promowania miasta. Wyniki audytu skonfrontowano z danymi nt. środków przeznaczonych na działania promocyjne.

Autorzy raportu wskazują szereg utrudnień występujących w procesie komunikacji i poszukiwania danych, m.in. opieszałość w przesyłaniu informacji, trudny dostęp do odpowiednich statystyk oraz rzadko organizowane konferencje prasowe. Proponują też usprawnienia, które ich zdaniem ułatwiłyby współpracę, w tym: organizację study tours, dystrybucję opinii eksperckich na temat bieżących wydarzeń czy tworzenie w miastach specjalnych biur wspierających i promujących inicjatywy biznesowe. Spośród działań promocyjnych najskuteczniejsze okazują się wydarzenia skupiające uwagę obserwatorów zagranicznych, na przykład festiwale kulturowe lub konferencje naukowe.

Miastem, którego ogół działań komunikacyjnych oceniono najwyżej jest Wrocław. Wynik ten nie zaskakuje, gdyż Wrocław jako pierwsze miasto w Polsce rozpoczął działania promocyjne na szeroką skalę. Wrocław dysponuje również jednym z większych budżetów na promocję. Środki te są jednak mniejsze niż na przykład Warszawy czy Łodzi, czyli miast, które w audycie wypadły gorzej. Warszawa okazała się najlepsza pod względem dostępności do informacji i jakości materiałów prasowych. Gdańsk otrzymał najwyższe oceny za szybkość i sposób komunikacji.

Porównanie ogólnej oceny komunikacji miast ze środkami przeznaczonymi na promocję, w tym komunikację, pokazuje, że wysokość budżetu nie ma decydującego wpływu na jej jakość. Skuteczna komunikacja medialna i marketingowa jest oparta przede wszystkim na wiedzy i doświadczeniu w komunikacji oraz organizacji pracy.

Badanie objęło działania komunikacyjne Białej Podlaskiej, Bydgoszczy, Gdańska, Gdyni, Katowic, Lublina, Łodzi, Olsztyna, Opola, Poznania, Rzeszowa, Suwałk, Szczecina, Torunia, Warszawy i Wrocławia.

A gdzie jest Białystok?

Podczas organizacji niedawnych eurowyborów Białystok został zignorowany przez PKW. Teraz okazuje się, że nie ma nas również w mediach i świadomości piarowców. Ciekawe, czy Ciszewski wie, gdzie leży Białystok... Moi na pozór światli znajomi stwierdzili ostatnio, że ... na suwalszczyźnie...

piątek, 5 czerwca 2009

Przepraszam, czy tu biją gejów, artystów i murzynów?

Amerykański ekonomista Richard Florida sformułował ciekawą teorię. Na podstawie badania 50 miast amerykańskich, w tym 40 największych stwierdził, że czynnikiem który przyciąga do miasta inwestycje w najbardziej zaawansowanych technologicznie sektorach gospodarki jest tzw. kapitał kreatywny, na który składają się trzy elementy:

1. Potencjał technologiczny, w tym wiedza technologiczna mieszkańców
2. Tolerancja i otwartość na różnorodność społeczną
3. Talent mieszkańców

Element pierwszy wydaje się oczywisty - aby inwestować w zaawansowane technologie potrzebne są narzędzia, infrastruktura technologiczna oraz ludzie, którzy potrafią te zasoby wykorzystywać. Wpływ talentu mieszkańców na skłonność inwestorów do lokowania przedsięwzięć w danym mieście też można jakoś zdroworozsądkowo uzasadnić. Ale co ma do tego tolerancja dla gejów, kolorowych i "wszelkiej maści odmieńców"?

Otóż ma. Florida wybadał, że inwestorzy dużo częściej kierują swoje interesy tam, gdzie ludzie są otwarci na różnorodność. Na potrzeby badań powstał nawet tzw. "gay index", który pokazuje, że im więcej w danym mieście mieszka gejów otwarcie manifestujących swoją odrębność, tym chętniej inwestorzy lokują tam swoje pieniądze.

Po publikacji badań Floridy, inni badacze za głowy się połapali. Jak to? Czy ci geje lepiej procesory montują?

Nie. Oni są tylko takim gatunkiem wskaźnikowym, który pokazuje, jak bardzo dana społeczność jest otwarta na różnorodność, na rzeczy nowe i odmienne. Bo oprócz gejowego indeksu decydują też o tym dwa kolejne wskaźniki: ile w badanej populacji jest osób wykonujących zawody twórcze, czyli artystów i konsultantów, a także ilość kolorowych imigrantów mieszkających w danym mieście. Gdzie chętniej osiedlają się geje, kolorowi i artyści, tam jest większa akceptacja społeczna dla różnorodności i inwestorzy spodziewają się bardziej kreatywnych pracowników, bardziej kreatywnych inżynierów i menedżerów. Będą oni chętniej podejmowali śmiałe wyzwania, ryzykowali śmiałe pomysły i tworzyli innowacyjne rozwiązania. Okazuje się, że coś, co się nam wydaje tylko barwnym dodatkiem, kolorytem miasta, jest twardym czynnikiem przyciągającym inwestycje. Doskonałym przykładem potwierdzającym tę teorię jest kejs San Francisco i Krzemowej Doliny, gdzie funkcjonuje ponad 700 firm informatycznych.

Oczywiście Białystok to nie San Francisco :), ale ten przykład pokazuje, jak w tyglu różnorodnych kultur można dostrzec i pomnożyć brzęczącą monetę. Idea wspierania twórczej atmosfery i artystycznego fermentu jest obecna w strategii rozwoju większości europejskich miast. Czeska Praga otwarcie inwestuje w widoczne znamiona różnorodności, tolerancji i talentu. Podobną strategię realizuje Barcelona, Paryż i miasta skandynawskie. Analogią bliższą nam, białostoczanom, choć nieco odległą w czasie, może być Złoty Wiek tolerancyjnej, wielonarodowej, wielowyznaniowej Rzeczypospolitej, kiedy Polska stała się największym (obok Rosji i Turcji) państwem Europy, a także potęgą polityczną, militarną, ekonomiczną i kulturalną. W nauce i sztuce Polacy osiągnęli wówczas poziom europejski. W tolerancyjnej Polsce osiedlali się niemieccy rzemieślnicy, żydowscy kupcy, włoscy artyści, ariańscy literaci i naukowcy.

Wszystko pięknie, dobrze i prawdziwie, tylko... jak się te sprawy macają do Wschodzącego Białegostoku. Czy Białystok naprawdę jest miastem wielu kultur, języków i religii? Czy faktycznie jest miastem nieskrępowanej ekspresji? Czy też zapadłą dziurą pełną tępych osiłków, durnowatych blondynek i betonowych zgredów...




PS. Przy okazji warto przypomnieć, że ostatni bastion niezależnej ekspresji społeczno-artystycznej w Białymstoku, czyli Squat DeCentrum, w 2005 roku został wyeksmitowany na bruk.