wtorek, 30 grudnia 2008
Najweselszy Białystok
Nieważne czy plagiat, czy niezamierzone podobieństwo, czy nieuświadomiona inspiracja! z Białegostoku znowu dochodzą wesołe wieści. Tym razem numer polega na tym, że białostoccy internauci odkryli niezwykłe podobieństwo nowego loga Białegostoku do znaku LGBT NYC vel sempiterny. Znowu gruchnęła bomba śmiechu, a raczej kolejny przekłuty balon - tym razem balon nadętych rajców na czele z prezydentem i całą eskadrą gurów promocji z Krakowa.
Białostoczanie mają dobrą tradycję rozkręcania spektakularnych, anarchistycznych akcji, które całą Polskę rozbawiają do łez. Nie bez przyczyny Białystok cieszy się potwierdzoną opinią najweselszego miasta w Polsce. Czy takim na przykład Poznaniakom starczyłoby poczucia humoru, aby w wyborach prezydenckich wystawić jakiegoś miejscowego ziemniaka? Numer z Kononowiczem udaje się tylko w Białymstoku :) Czy Gdańszczanie byliby zdolni postawić obok Neptuna rzeźbę bulteriera o imieniu Kurski? A my już mamy Kawelina, a teraz projektujemy pomnik śledzia.
Znacie historię budowy białostockiej fary? Najpierw był niewielki kościółek. Z czasem okazało się, że zbyt mały. Białostoczanie rozpoczęli starania o wybudowanie nowego kościoła, ale przeszkodą okazały się carskie represje. W 1899 roku uzyskali zezwolenie na wzniesienie jedynie przybudówki do małego kościółka. Zmajstrowali więc "przybudówkę" - monumentalny, neogotycki kościół, kilkakrotnie wyższy od kościółka. To był dopiero wesoły wkręt :)
środa, 17 grudnia 2008
czwartek, 27 listopada 2008
Nasze mroczne tabu
Ludwik Stomma powiedział kiedyś, że odradzano mu pisanie takiej książki. Wielu ludzi nadal zdecydowanie odradza myślenie i dyskusje na ten temat, reaguje agresją, zakłopotaniem, wstydem lub przynajmniej zbywa lekceważeniem. Joannie Tokarskiej-Bakir nie zabrakło odwagi i opracowała obszerną, drobiazgową analizę literacką, semantyczną, socjologiczną, psychologiczną i historyczną, wskazując niezliczoną ilość źródeł i przykładów, konotacji mitologicznych, artystycznych i religijnych. W naszej kulturze, gdzie nauce przyznawane jest prawo obiektywnego dystansu, to jedyny sposób aby bez ogródek o tym mówić.
No właśnie, o czym właściwie jest ta książka? Zaczyna się od podróży w świat średniowiecznych tortur, przywołuje makabryczne opisy zadawanych cierpień, cytuje okrutne baśnie i przesądy, pełne grozy, nienawiści i uprzedzeń. Potem wędrujemy po równie mrocznych zaułkach renesansowych miast, przyglądamy się anatomicznym szczegółom osiemnastowiecznych frenezji, aż docieramy do dnia wczorajszego - czasów pogardy i piekła holokaustu. Koncentruje się na współczesnej świadomości mieszkańców okolic Sandomierza oraz bliskiego nam obszaru trójkąta Dubicze-Bielsk-Hajnówka. Wszędzie spotykamy odpychającą, diaboliczną postać obrzydliwego, "parchatego" Żyda oraz brutalność, ignorancję i grubiaństwo - antytezę żydowskiego etosu.
Na pierwszy rzut oka książka wydaje się przejmującą diagnozą antysemityzmu wśród Niemców, Polaków, Ukraińców i Białorusinów. Ale analiza jest o wiele głębsza i dotyka atawizmów zakorzenionych w archaicznej magii, pogańskich skamielinach świadomości i pierwotnych instynktach, łącząc wątki ukrzyżowania, nakłuwania hostii i obecnego niemal na na całym świecie magicznego motywu kłucia wizerunku znienawidzonej osoby. Wydobywa z mroków ludzkiej wyobraźni niesamowite rekwizyty: beczkę nabijaną gwoździami, noże ofiarne, igły i szpikulce. Pokazuje samonapędzające się tryby legendy o krwi, świętej i nieczystej. Ujawnia pogański substrat teologii krwi eucharystycznej, z relikwiami świętych i figurą tysejskiej uczty z ciała ludzkiego. Odkrywa nasze europejskie, koszmarne tabu.
No właśnie, o czym właściwie jest ta książka? Zaczyna się od podróży w świat średniowiecznych tortur, przywołuje makabryczne opisy zadawanych cierpień, cytuje okrutne baśnie i przesądy, pełne grozy, nienawiści i uprzedzeń. Potem wędrujemy po równie mrocznych zaułkach renesansowych miast, przyglądamy się anatomicznym szczegółom osiemnastowiecznych frenezji, aż docieramy do dnia wczorajszego - czasów pogardy i piekła holokaustu. Koncentruje się na współczesnej świadomości mieszkańców okolic Sandomierza oraz bliskiego nam obszaru trójkąta Dubicze-Bielsk-Hajnówka. Wszędzie spotykamy odpychającą, diaboliczną postać obrzydliwego, "parchatego" Żyda oraz brutalność, ignorancję i grubiaństwo - antytezę żydowskiego etosu.
Na pierwszy rzut oka książka wydaje się przejmującą diagnozą antysemityzmu wśród Niemców, Polaków, Ukraińców i Białorusinów. Ale analiza jest o wiele głębsza i dotyka atawizmów zakorzenionych w archaicznej magii, pogańskich skamielinach świadomości i pierwotnych instynktach, łącząc wątki ukrzyżowania, nakłuwania hostii i obecnego niemal na na całym świecie magicznego motywu kłucia wizerunku znienawidzonej osoby. Wydobywa z mroków ludzkiej wyobraźni niesamowite rekwizyty: beczkę nabijaną gwoździami, noże ofiarne, igły i szpikulce. Pokazuje samonapędzające się tryby legendy o krwi, świętej i nieczystej. Ujawnia pogański substrat teologii krwi eucharystycznej, z relikwiami świętych i figurą tysejskiej uczty z ciała ludzkiego. Odkrywa nasze europejskie, koszmarne tabu.
wtorek, 18 listopada 2008
Knajpiane kawałki
Ostatnio dowiedziałem się, że Białystok jest drugim po Krakowie miastem w Polsce, gdzie przypada najwięcej lokali gastro na jednego mieszkańca. Zachęcony tą dobrą nowiną, wrzucam knajpiane kawałki mojego potfolio, czyli materiały zaprojektowane dla lokali: Kino Polana, Yzzy Pub & Disco oraz Folwark Nadawki.
Na początek coś dla studentów, czyli piwo, piwo i jeszcze raz piwo. A przy okazji niedrogi obiad. A może odwrotnie. W każdym razie jakoś tak...
Dalej clubbingowy plakat klubu Yzzy, czyli inne klimaty, odmienna komunikacja i fioletowe mroczki:
A na koniec coś dla smakoszy naszej kiszki ziemniaczanej, marynowanego sała, kiełbasy i innego jadła, które już dawno przegoniło ich frykasy.
Paka!
Na początek coś dla studentów, czyli piwo, piwo i jeszcze raz piwo. A przy okazji niedrogi obiad. A może odwrotnie. W każdym razie jakoś tak...
Dalej clubbingowy plakat klubu Yzzy, czyli inne klimaty, odmienna komunikacja i fioletowe mroczki:
A na koniec coś dla smakoszy naszej kiszki ziemniaczanej, marynowanego sała, kiełbasy i innego jadła, które już dawno przegoniło ich frykasy.
Paka!
niedziela, 9 listopada 2008
Czas na kalendarze
Jak co roku w listopadzie projektuję kalendarze. Wisi sobie potem taki przez cały rok...
wtorek, 4 listopada 2008
Lubimy te piosenki, które znamy..
Dewiza inżyniera Mamonia sprawdza się również w kreacji reklamowej. Napisałem tekst do przeboju :) Zanim Wedel kupił prawo do szlagieru Anny Jantar w wykonaniu Natalii Kukulskiej i wykorzystał w "Delicjach". Propozycja, aby strawestować tekst piosenki na potrzeby reklamy sieci salonów meblowych spodobała się całej wierchuszce Agaty (nic dziwnego, lubimy te piosenki... ) Ten patent możemy z powodzeniem stosować nie dysponując budżetem na zakup przeboju, trzeba tylko znaleźć jakiś znany motyw. A dalej to już z górki :)
poniedziałek, 27 października 2008
Notka urodzinowa
niedziela, 26 października 2008
Reklama na kryzys
David Ogilvy napisał, że reklama w czasie kryzysu gospodarczego to szczególnie opłacalna inwestycja. Szum reklamowy z deka przycicha, spada popyt na media i usługi reklamowe, a nasz brand nabiera nowej, ważnej wartości (bo niby kto wydaje na reklamę gdy inni tną koszty, hę?).
Wszystko to piękne, dobre i prawdziwe, powiadacie, jak Platon - czekoladowy baton. Ale jak to zrobić, gdy kryzysowe tsunami zmywa nam klientów, a z nimi nasze przychody. Jak się reklamować, gdy w dziurawej kieszeni hula wiatr i wywiewa szeleszczące pliki ecie-pecie? To dopiero jest pytanie. A poniżej odpowiedź:
Przepis na bezpłatną akcję reklamową
Na wstępie wyjaśniam, że chodzi o normalną, pełnowartościową reklamę, bez żadnych kruczków, półśrodków i tanich zamienników. Przepis został z powodzeniem sprawdzony, a mój klient nie wydał nawet złamanego pezetela.
Do przygotowania takiej reklamy będziemy potrzebować następujących składników:
Wszystko to piękne, dobre i prawdziwe, powiadacie, jak Platon - czekoladowy baton. Ale jak to zrobić, gdy kryzysowe tsunami zmywa nam klientów, a z nimi nasze przychody. Jak się reklamować, gdy w dziurawej kieszeni hula wiatr i wywiewa szeleszczące pliki ecie-pecie? To dopiero jest pytanie. A poniżej odpowiedź:
Przepis na bezpłatną akcję reklamową
Na wstępie wyjaśniam, że chodzi o normalną, pełnowartościową reklamę, bez żadnych kruczków, półśrodków i tanich zamienników. Przepis został z powodzeniem sprawdzony, a mój klient nie wydał nawet złamanego pezetela.
Do przygotowania takiej reklamy będziemy potrzebować następujących składników:
- marki, firmy lub idei, które będziemy reklamować
- 2 porcji dużych dostawców towarów i usług dla naszej firmy
- 4-8 porcji mniejszych dostawców
- przytomnego marketingowca
- szczypty dobrej woli
środa, 15 października 2008
Konkurs "Trailery literatury"!
Konkurs na dekonspirację Piszpana zakończył się sukcesem, ale tylko dla Piszpana. Żaden z moich czytelników nie odkrył, kim jest Piszpan, więc nagroda pozostanie w sferze niespodzianek, czym ogłaszam zakończenie ubiegłotygodniowego konkursu i na jednym wdechu ;) zapraszam do konkursu następnego.
Zadanie konkursowe:
Mam cztery nowe książki. Każdą z nich chciałbym natychmiast przeczytać. Mogę czytać symultanicznie, tj. wszystkie na raz, ale od którejś muszę zacząć. Co robić? Obejrzyj poniższe trailery literatury i poradź Piszpanowi, co go wciągnie i nie puści do ostatniej strony. Swoją przekonującą poradę wpisz w komentarzu pod postem.
Trailery:
"Empire V" Wiktora Pielewina to już szósta książka Pielewina, którą będę czytał. Najlepsze jest "Życie owadów" i "Święta ksiega wilkołaka", najsłabiej wypada "Generation P", ale wszystkie pożerałem z maniacką zaciekłością. W każdą wciągała mnie odurzająca mieszanka science-fiction, kultury popularnej i mistycyzmu. Każda zarażała szaleństwem pomysłów, stylem i humorem. "Empire V" - rzecz o tajnym imperium rosyjskich wampirów miała już swoją niespodziewaną premierę. Rękopis został wykradziony z wydawnictwa i opublikowany w internecie. Do czytania w godz. od 23.00 do 1.00.
"Legendy o krwi. Antropologia przesądu." Joanny Tokarskiej-Bakir to kolejna demoniczna książka z dzisiejszej półki, ale tym razem o upiorach żywych, prawdziwych i obecnych. Prawie osiemset stron socjologicznych obserwacji, dokumentów, wywiadów, zdjęć, rycin, faktów i dat. Np. okładka "Newsweeka" 14/2004 ze zdjęciem kluczy znalezionych po ekshumacji ofiar Jedwabnego. Do czytania i szperania.
"Cukier w normie z ekstrabonusem" Sławomira Shutego to "Nowy wspaniały smak" + 8 nowych opowiadań. Jak nie znasz Shutego, poczytaj "Blok", a potem "Zwał", okrzyknięty najbardziej nieprzyjemną, antykorporacyjną książką sezonu. Shuty ma u mnie trzy plusy: pierwszy za jadowite, anarchistyczne poczucie humoru, drugi za celne obserwacje, a trzeci za wyczucie żenady. Więc kupuję Shutego. Do czytania na klozecie.
"Stambuł" Orhana Pamuka to 500 stron opowieści "o cyprysach i ciemnych dolinach, o opuszczonych i zaniedbanych nadmorskich domach, starych, przeżartych rdzą statkach i Bóg jeden wie jakich towarach". To 250 stambulskich zdjęć, rycin i gazet sprzed 20, 30, 50 i 100 lat, na których ulice Stambułu wyglądają jak poklecona, drewniana, brukowana Młynowa, z białym, smukłym minaretem między drzewami - jak z wieżą św. Rocha. Do powolnego sczytywania każdej frazy.
Nagrody:
Dla autora komentarza, który przekona Piszpana, od jakiej książki zacząć czytanie, Piszpan napisze nagrodę-niespodziankę :)
Zadanie konkursowe:
Mam cztery nowe książki. Każdą z nich chciałbym natychmiast przeczytać. Mogę czytać symultanicznie, tj. wszystkie na raz, ale od którejś muszę zacząć. Co robić? Obejrzyj poniższe trailery literatury i poradź Piszpanowi, co go wciągnie i nie puści do ostatniej strony. Swoją przekonującą poradę wpisz w komentarzu pod postem.
Trailery:
"Empire V" Wiktora Pielewina to już szósta książka Pielewina, którą będę czytał. Najlepsze jest "Życie owadów" i "Święta ksiega wilkołaka", najsłabiej wypada "Generation P", ale wszystkie pożerałem z maniacką zaciekłością. W każdą wciągała mnie odurzająca mieszanka science-fiction, kultury popularnej i mistycyzmu. Każda zarażała szaleństwem pomysłów, stylem i humorem. "Empire V" - rzecz o tajnym imperium rosyjskich wampirów miała już swoją niespodziewaną premierę. Rękopis został wykradziony z wydawnictwa i opublikowany w internecie. Do czytania w godz. od 23.00 do 1.00.
"Legendy o krwi. Antropologia przesądu." Joanny Tokarskiej-Bakir to kolejna demoniczna książka z dzisiejszej półki, ale tym razem o upiorach żywych, prawdziwych i obecnych. Prawie osiemset stron socjologicznych obserwacji, dokumentów, wywiadów, zdjęć, rycin, faktów i dat. Np. okładka "Newsweeka" 14/2004 ze zdjęciem kluczy znalezionych po ekshumacji ofiar Jedwabnego. Do czytania i szperania.
"Cukier w normie z ekstrabonusem" Sławomira Shutego to "Nowy wspaniały smak" + 8 nowych opowiadań. Jak nie znasz Shutego, poczytaj "Blok", a potem "Zwał", okrzyknięty najbardziej nieprzyjemną, antykorporacyjną książką sezonu. Shuty ma u mnie trzy plusy: pierwszy za jadowite, anarchistyczne poczucie humoru, drugi za celne obserwacje, a trzeci za wyczucie żenady. Więc kupuję Shutego. Do czytania na klozecie.
"Stambuł" Orhana Pamuka to 500 stron opowieści "o cyprysach i ciemnych dolinach, o opuszczonych i zaniedbanych nadmorskich domach, starych, przeżartych rdzą statkach i Bóg jeden wie jakich towarach". To 250 stambulskich zdjęć, rycin i gazet sprzed 20, 30, 50 i 100 lat, na których ulice Stambułu wyglądają jak poklecona, drewniana, brukowana Młynowa, z białym, smukłym minaretem między drzewami - jak z wieżą św. Rocha. Do powolnego sczytywania każdej frazy.
Nagrody:
Dla autora komentarza, który przekona Piszpana, od jakiej książki zacząć czytanie, Piszpan napisze nagrodę-niespodziankę :)
wtorek, 7 października 2008
Zagadka
Przeczytaj artykuł w wyborowej i zgadnij gdzie kryje się Piszpan. Dla zwycięzców, którzy wpiszą w komentarzu prawidłową odpowiedź, Piszpan przewiduje nagrody-niespodzianki.
Paka!
Paka!
sobota, 4 października 2008
A ja lubię Białystok
Dzisiaj wtrącę swoje 3% zeta do dyskusji na temat "Wschodzącego Białegostoku". Zacznę od malkontentów, którzy stękają, że kontury w logo nieczytelne, czapeczki szmatławe, eventy za wcześnie, Jaga za słaba, Podlasie zapyziałe, a w ogóle to wszyscy rozgarnięci stąd spadają i kto ile wziął za te gnioty. Malkontentom mogę powiedzieć tyle: zróbcie lepiej, barany.
Z jednej mańki zgadzam się z prowokacyjną krytyką redaktora. A. Kłopotowskiego, który zjechał kampanię wewnętrzną. Komunikacja jest słaba i nieprzekonująca - wizual zdeka monotonny, a copy drewniane. Owszem, czyste, wyraziste i spójne to wszystko, a nawet miejscami fajne, zwłaszcza trampki, ale nie przekonuje, że Białystok jest interesującym miastem.
Ale z drugiej mańki - czy kampania wewnętrzna miała nas do tego przekonywać? Redaktor K. biadoli, że plakaty mu nie powiedziały, za co ma ukochać Białystok. Panie redaktorze, jeśli Pan nie wie, za co Pan lubi nasze miasto, to żaden plakat tego Panu nie powie! Nie o to chodzi. Kampania wewnętrzna miała nam uświadomić, że mieszkają tutaj pozytywni ludzie, którzy robią coś fajnego, którym się chce (komu sie chciało sie przyjść wczoraj na poranny event, aby wypić kawę z Prezydentem Budzikiem, proszę podnieść rękę i nacisnąć przycisk "skomentuj").
W kampanii wewnętrznej chodzi o to, aby pobudzić nas do myślenia, rozmowy i aktywności. Bo każdy z nas lubi Białystok z innego powodu. Więc może zamiast siać defetyzm i okazywać wzgardę zjadaczom kebabu, niech Pan we własnej głowie, a nie na plakatach, poszuka powodów, dla których chce Pan mieszkać i pracować w Białymstoku. Bo już niedługo ruszamy z kampanią zewnetrzną, w której będziemy przekonywać mieszkańców Warszawy, Wrocławia, Krakowa i Poznania, że warto do nas przyjechać, zamieszkać, studiować, pracować i robić tu interesy. Co Pan im powie jak zadzwonią do redakcji i zapytają dlaczego warto?
Ja wiem dlaczego lubię Białystok. Białystok jest miastem, w którym żyją pozytywni, ciekawi, aktywni, kreatywni ludzie. Owszem, może przeciętnie jesteśmy nieco bardziej zaściankowi, może niedostatecznie wyrafinowani, ale za to o wiele bardziej otwarci, naturalni i bezpretensjonalni. Na marginesie - Białystok jest miastem wyjątkowo bezpiecznym, jeśli nie najbezpieczniejszym w Polsce.
Białystok to idealne miejsce do życia. Można tu znaleźć właściwie wszystko, czego potrzebujemy. Nie musimy przy tym tracić całego dnia na poszukiwania - nawet w godzinach szczytu przejazd z jednego końca miasta na drugi zajmuje maks. 30 min. Po pracy możemy szybko wrócić do domu i codziennie mamy czas dla siebie, rodziny i przyjaciół - i to całe popołudnie, a nie tylko późny wieczór. W piątek możemy wyskoczyć na weekendowy wypad bez konieczności wielogodzinnego przebijania się przez korki. Wokół Białegostoku jest masa naprawdę fajnych, zielonych miejsc, gdzie można odpocząć. Białystok jest też miastem czystym i cichym - bez smogu i hałasu.
W Białymstoku warto pracować i robić interesy. Koszty utrzymania i inwestycji są niższe niż wielu innych miastach, a pole do popisu - ogromne. Jesteśmy przedsiębiorczy i profesjonalni - w Białymstoku działa wiele firm, które konkurują z najlepszymi graczami na swoich rynkach i wygrywają z nimi. Przykład? Sam pracuję w takiej firmie. Myślimy, tworzymy i działamy w Białymstoku. A jeśli musimy bywać w Warszawie, dojazd zajmuje nam ok. 2 godzin.
Białystok jest tolerancyjny, ciekawy i oryginalny. Tylko w Białymstoku połowa mieszkańców dwa razy w roku świętuje Boże Narodzenie i Wielkanoc - najpierw zgodnie z kalendarzem gregoriańskim, a potem - juliańskim. Tylko w Białymstoku sylwestrowe fajerwerki można zobaczyć również w nocy z 13 na 14 stycznia. Tylko białostockie gazety piszą co roku o Ramadanie i Kurban Bajram. Szanujemy odmienność. Nawet funshop w centrum miasta nam nie przeszkadza.
I na koniec, co dla mnie, nałogowego łasucha, jest szczególnie ważne - Białystok jest smaczny! Mamy naprawdę pyszne, niedrogie, prawdziwe jedzenie. Nawet kebab - najlepszy kebab w Polsce można zjeść przy dworcu PKS w Białymstoku.
wtorek, 30 września 2008
The szacunek dla kopia pisarz tłumaczyć
Klikać Tutaj - czytać Szczwany Filtr sieć strona doskonałość i szacunek! Kupić Szczwany Filtr Kolekcja teraz?
piątek, 26 września 2008
Potrzebne copy? Pstryk i gotowe!
Dzisiaj wklejam przykład na to, że nawet tak przyziemny temat jak listwy przypodłogowe można kreatywnie rozkminić. Poburzomózgowałem i napisałem copy serwisu http://www.salag.com/ i katalogu produktów Salaga.
Paka!
Paka!
niedziela, 21 września 2008
Nie zawsze musi być kawior
Zamierzałem edytować tego posta, ale przestał mi odpowiadać, więc rzuciłem go w kibieni*****r i zająłem się ważniejszymi sprawami. Ale niedługo wrócę, z lepszymi postami.
poniedziałek, 15 września 2008
Baranek
Zachęcony "Najgłupszym aniołem" Christophera Moore'a, poszedłem za ciosem i kupiłem "Baranka". I nie zawiodłem się! Ponad 500 stron połknąłem w ciągu jednego weekendu, zaśmiewając się do łez. Książka opowiada o nieznanych latach Jezusa, przedstawionych z punktu widzenia jego najlepszego przyjaciela, Biffa. Aby napisać tę "piątą ewangelię", Biff został wskrzeszony do współczesnych nam czasów, zyskując równie współczesny dar języków. Pełna absurdalnego humoru, celnych obserwacji obyczajowych, religijnych, historycznych i politycznych, napisana ze swadą, satyryczna powieść Moore'a mogłaby być obrazoburcza, gdyby nie była tak rozbrajająco durnowata...
Oto Josh wraz z Biffem postanawiają obrzezać grzeszny posąg Apolla, stojący przed domem greckiego dostojnika. Cała sprawa kończy się cokolwiek niewesoło, więc chłopcy muszą uciekać. Wyprawiają się zatem na poszukiwanie trzech Mędrców, wędrując po całym Dalekim Wschodzie, tocząc teologiczne dysputy i przeżywając fantastyczne przygody, pełne magii, uzdrowień, ostrych lasek i demonów.
Polecam wszystkim fanom "Żywotu Briana", a na zachętę dorzucam cytatę:
Jeśli trafiłeś na te strony, szukając śmiechu obyś go znalazł.
Jeśli pragniesz być urażony, niech wzbierze twój gniew i krew zawrzy w żyłach.
"Tora! Tora! Tora!" - okrzyk bojowy rabinów-kamikadze.
Oto Josh wraz z Biffem postanawiają obrzezać grzeszny posąg Apolla, stojący przed domem greckiego dostojnika. Cała sprawa kończy się cokolwiek niewesoło, więc chłopcy muszą uciekać. Wyprawiają się zatem na poszukiwanie trzech Mędrców, wędrując po całym Dalekim Wschodzie, tocząc teologiczne dysputy i przeżywając fantastyczne przygody, pełne magii, uzdrowień, ostrych lasek i demonów.
Polecam wszystkim fanom "Żywotu Briana", a na zachętę dorzucam cytatę:
Jeśli trafiłeś na te strony, szukając śmiechu obyś go znalazł.
Jeśli pragniesz być urażony, niech wzbierze twój gniew i krew zawrzy w żyłach.
"Tora! Tora! Tora!" - okrzyk bojowy rabinów-kamikadze.
Przepis na slogan
Wyborcza smażyła dziś jakiś artykuł o białostockich reklamach i zapytała mnie przy tej okazji o przepis na dobry slogan reklamowy. Postanowiłem podumać nad tym ważkim questem. I oto wydumałem, podpierając wydumki przykładami z białostockiego podwórka:
1. Slogan powinien być skuteczny, mieć siłę przekonywania. "WSAP jest super!" to hasło banalnie proste, ale bardzo emocjonalne, porywające, a jednoczesnie bezpretensjonalne, naturalne.
2. Slogan powinien zwracać na siebie uwagę - poprzez cytat, aluzję, aliterację, naruszenie normy językowej, dowcip, wieloznaczność... Sposobów jest wiele. Np. hasło sponsorskie Miejskiego Przedsiebiorstwa Energetyki Cieplnej - "Zagrzewamy Jagiellonię do boju!"
3. Slogan powinien wpadać w ucho i łatwo zagnieżdżać się w pamięci. Sprzyja temu meodia tekstu, zastosowanie rytmu i rymu, np. "Astwa. Dba o czystość miasta."
Ale kogo to obchodzi? Ma działać i tyle.
1. Slogan powinien być skuteczny, mieć siłę przekonywania. "WSAP jest super!" to hasło banalnie proste, ale bardzo emocjonalne, porywające, a jednoczesnie bezpretensjonalne, naturalne.
2. Slogan powinien zwracać na siebie uwagę - poprzez cytat, aluzję, aliterację, naruszenie normy językowej, dowcip, wieloznaczność... Sposobów jest wiele. Np. hasło sponsorskie Miejskiego Przedsiebiorstwa Energetyki Cieplnej - "Zagrzewamy Jagiellonię do boju!"
3. Slogan powinien wpadać w ucho i łatwo zagnieżdżać się w pamięci. Sprzyja temu meodia tekstu, zastosowanie rytmu i rymu, np. "Astwa. Dba o czystość miasta."
Ale kogo to obchodzi? Ma działać i tyle.
wtorek, 9 września 2008
Folder na trzy sposoby
Dzisiaj odebrałem z drukarni świeże foldery reklamowe Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej w Białymstoku. Ładne są, błyszczące lakierem punktowym, wysmukłe, kolorowe... Oto to:
Zrobiłem wszystko, co normalnie robi wieloosobowa agencja reklamowa: koncept, copy, materiały, retusz, projekt graficzny, skład, pre-press, print. Agencja reklamowa zrobiłaby to pewnie nieco szybciej ("pewnie" znaczy tutaj "prawdopodobnie", a nie "na pewno":), ale za to o jedno zero drożej, bo nad projektem pracowałby jednocześnie zespół specjalistów (ds. literek, ds. cyferek, obrazków kolorowych i podłużnych oraz ds. bicia piany).
Mógłby to również zrobić jakiś niezależny grafik, może nawet student, może nawet o jedno zero taniej, ale wiadomo: zazwyczaj trzeba mu wszystko podać na tacy ("psze pana, a teksty?, psze pana, a zdjęcia?"), a po dziesiątej poprawce taki domorosły naduszatiel myszy strzela focha i wyjeżdża na wakacje.
A ja robię dobrze.
Zrobiłem wszystko, co normalnie robi wieloosobowa agencja reklamowa: koncept, copy, materiały, retusz, projekt graficzny, skład, pre-press, print. Agencja reklamowa zrobiłaby to pewnie nieco szybciej ("pewnie" znaczy tutaj "prawdopodobnie", a nie "na pewno":), ale za to o jedno zero drożej, bo nad projektem pracowałby jednocześnie zespół specjalistów (ds. literek, ds. cyferek, obrazków kolorowych i podłużnych oraz ds. bicia piany).
Mógłby to również zrobić jakiś niezależny grafik, może nawet student, może nawet o jedno zero taniej, ale wiadomo: zazwyczaj trzeba mu wszystko podać na tacy ("psze pana, a teksty?, psze pana, a zdjęcia?"), a po dziesiątej poprawce taki domorosły naduszatiel myszy strzela focha i wyjeżdża na wakacje.
A ja robię dobrze.
czwartek, 4 września 2008
Copy. Pierwsza krew
Zabawę z copy zaczynałem jeszcze w ubiegłym tysiącleciu jako szeregowy copywriter. Dzisiaj wrzucam kilka wykopanych prac z tego wczesnoszkolnego czwartorzędu:
Produkt: repliki historycznych, polskich kobierców - wełniane, najwyższej jakości. Nazwy poszczególnych wzorów dywanów nawiązywały do postaci historycznych: HETMAN (Zamoyski), KSIĄŻĘ (Czartoryski) itd. Jak jednym zdaniem zwrócić uwagę na piękny deseń (wzór dywanu), wysoką jakość produktu (trwałość) i historyczny rodowód? HETMAN. WZÓR DLA WIELU POKOLEŃ!
Tu dobitnie przekonywałem, że warto zainwestować w drzwi antywłamaniowe. SOLIDNE DRZWI TO NAJLEPSZA LOKATA KAPITAŁU!
Okazja: otwarcie nowego salonu Reserved w Zakopanem. A zatem: REZERWUJ CZAS na wizytę w nowym salonie Reserved!
Czy ktoś jeszcze pamieta, że w tych zamierzchłych czasach wszyscy mówili, że ubrania Reserved są "trendy"? Zamiast edgy, cool, hip, neat, à la mode, chic, dashing, faddish, fashionable, hippie, modish, posh, ritzy, sharp, smart, snappy, spruce, stylish, custom, garish, gaudy, loud, rakish, wild, dodgy, flushy, massive, foxy, catchy, sexy...
Nadal param się kopyrajterką, tylko teraz jestem co nieco bardziejszy.
Paka
Produkt: repliki historycznych, polskich kobierców - wełniane, najwyższej jakości. Nazwy poszczególnych wzorów dywanów nawiązywały do postaci historycznych: HETMAN (Zamoyski), KSIĄŻĘ (Czartoryski) itd. Jak jednym zdaniem zwrócić uwagę na piękny deseń (wzór dywanu), wysoką jakość produktu (trwałość) i historyczny rodowód? HETMAN. WZÓR DLA WIELU POKOLEŃ!
Tu dobitnie przekonywałem, że warto zainwestować w drzwi antywłamaniowe. SOLIDNE DRZWI TO NAJLEPSZA LOKATA KAPITAŁU!
Okazja: otwarcie nowego salonu Reserved w Zakopanem. A zatem: REZERWUJ CZAS na wizytę w nowym salonie Reserved!
Czy ktoś jeszcze pamieta, że w tych zamierzchłych czasach wszyscy mówili, że ubrania Reserved są "trendy"? Zamiast edgy, cool, hip, neat, à la mode, chic, dashing, faddish, fashionable, hippie, modish, posh, ritzy, sharp, smart, snappy, spruce, stylish, custom, garish, gaudy, loud, rakish, wild, dodgy, flushy, massive, foxy, catchy, sexy...
Nadal param się kopyrajterką, tylko teraz jestem co nieco bardziejszy.
Paka
poniedziałek, 1 września 2008
Reklama dla puszczy
W ramach działań mających na celu zachowanie dziedzictwa Puszczy Białowieskiej ekolodzy z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot zapytali o akcję reklamową. Brief był taki: warto zachować naturalny i wielokulturowy charakter krajobrazu okolic puszczy, bo sędziwy, stary, a nawet obumierający i odradzający się w naturalny sposób las przyniesie lokalnej społeczności o wiele więcej korzyści niż jednorazowy zysk z jego wycięcia na cele gospodarcze lub pod pretekstem ochrony przed szkodnikami. Turyści (źródło dochodów) nie są zainteresowani rosnącymi w rzędach uprawami, tylko naturalną puszczą. A ta ginie, bo leśnicy (spadać na drzewo) nie oszczędzają nawet rezerwatów położonych poza Parkiem Narodowym.
Dlatego z dziką rozkoszą przyłożyłem do tego projektu rękę oraz istotę szarą i pomogłem w przygotowaniu strategii komunikacyjnej, koncepcji kreatywnej, projektów graficznych i DTP paru billboardów oraz banerów. Można je zobaczyć w Hajnówce i Narewce.
Kolejne materiały kampanii to słownik architektoniczny związany z ginącą kulturą materialną okolic puszczy, słownik starych przedmiotów z tego terenu, a także komiks. Kampania finansowana jest z unijnego programu Środki Przejściowe.
Dlatego z dziką rozkoszą przyłożyłem do tego projektu rękę oraz istotę szarą i pomogłem w przygotowaniu strategii komunikacyjnej, koncepcji kreatywnej, projektów graficznych i DTP paru billboardów oraz banerów. Można je zobaczyć w Hajnówce i Narewce.
Kolejne materiały kampanii to słownik architektoniczny związany z ginącą kulturą materialną okolic puszczy, słownik starych przedmiotów z tego terenu, a także komiks. Kampania finansowana jest z unijnego programu Środki Przejściowe.
czwartek, 28 sierpnia 2008
Najgłupszy anioł
Na tę książkę trafiłem przez przypadek. Zwabił mnie podtytuł, czyli "Rozweselająca opowieść o bożonarodzeniowym terrorze - wersja 2.0". A potem czytałem i turlałem się ze śmiechu.
Nierozgarnięty archanioł Rajzel, który niegdyś spóźnił się 10 lat na narodziny Jezusa i wystraszył pasterzy, tym razem przybywa na Ziemię, aby w bożonarodzeniowy wieczór spełnić jedno dziecięce marzenie. Trafia do kalifornijskiego miasteczka, zaludnionego plejadą prześmiesznych postaci: wiecznie upalonego policjanta, przebrzmiałej gwiazdy filmowej klasy B wyobrażającej sobie, że jest Wojowniczą Laską z Pustkowi, sknerowatego developera w przebraniu Świętego Mikołaja, mówiącego nietoperza owocożernego z Mikronezji i i wielu innych, równie niezwykłych indywiduów. Pech chciał, że spełnione dziecięce marzenie uruchamia lawinę niespodziewanych wydarzeń, łącznie z inwazją mózgożernych zombiaków...
Rzecz jest lekka i cokolwiek durnowata, ale krótka i śmieszna. Jeśli lubicie absurdalny humor w stylu Kurta Vonneguta z dodatkiem szczypty pieprzu - polecam.
Paka!
Nierozgarnięty archanioł Rajzel, który niegdyś spóźnił się 10 lat na narodziny Jezusa i wystraszył pasterzy, tym razem przybywa na Ziemię, aby w bożonarodzeniowy wieczór spełnić jedno dziecięce marzenie. Trafia do kalifornijskiego miasteczka, zaludnionego plejadą prześmiesznych postaci: wiecznie upalonego policjanta, przebrzmiałej gwiazdy filmowej klasy B wyobrażającej sobie, że jest Wojowniczą Laską z Pustkowi, sknerowatego developera w przebraniu Świętego Mikołaja, mówiącego nietoperza owocożernego z Mikronezji i i wielu innych, równie niezwykłych indywiduów. Pech chciał, że spełnione dziecięce marzenie uruchamia lawinę niespodziewanych wydarzeń, łącznie z inwazją mózgożernych zombiaków...
Rzecz jest lekka i cokolwiek durnowata, ale krótka i śmieszna. Jeśli lubicie absurdalny humor w stylu Kurta Vonneguta z dodatkiem szczypty pieprzu - polecam.
Paka!
poniedziałek, 25 sierpnia 2008
Konkurs? Da...
Rzadko biorę udział w konkursach na projekt logo. Nie dlatego, że uważam takie przedsięwzięcia za nieuczciwe, organizowane po to, aby zdobyć podkładkę dla projektu zięcia prezesa. Nie. Również nie dlatego, że udział w takim konkursie to zdecydowanie nierówny układ, w którym organizator nie zobowiązuje sie właściwie do niczego ("zastrzega sobie prawo do odwołania, nieprzyznania, zmiany warunków, bla, bla bla..."), jest gotów zapłacić zwykle mniej niż za normalne zlecenie, w dodatku dużo później, bez umów, bez zaliczek, zachowując sobie prawo do wycofania się z umowy bez ponoszenia jakichkolwiek kosztów ("zastrzega sobie... bla, bla, bla..."), często jeszcze narzucając niekorzystną dla projektanta regulację praw autorskich do znaku. Tymczasem projektant wykonuje swoją pracę za darmo, bez żadnych gwarancji, podporządkowując się niekorzystnym dla siebie zapisom regulaminu konkursu, z nikłą szansą na wynagrodzenie. Równo?
Nie mów, że taki konkurs jest rodzajem przetargu, w którym potencjalny wykonawca składa ofertę bez gwarancji wygranej. Że to przecież normalna, rynkowa praktyka, i że przecież każda firma ponosi analogiczne ryzyko uczestnicząc w przetargach. Konkurs na projekt graficzny to NIE JEST to samo, co przetarg. Biorąc udział w przetargu przedstawiam ofertę, dołączam rekomendacje i inne dokumenty, które mają przekonać, że to właśnie ja potrafię zrobić najlepiej - ale przecież nie wykonuje usługi, będącej przedmiotem przetargu, he? Wyobrażasz sobie jak zareagowałby glazurnik, gdyby ktoś mu powiedział: "Niech pan ułoży płytki w łazience, inny fachowiec ułoży w toalecie, jeszcze inny w kuchni, a ja zapłacę temu, kto to zrobi najładniej".
Niemniej jednak, jak wspomniałem wyżej, to nie jest powód, dla którego unikam konkursów. Czasem mi się chce zrobić coś dla wprawy. To nic, że układ nierówny, a praca prawdopodobnie poleci w kibienimacier. Powód, dla którego zwykle nie biorę udziału w konkursach jest inny. Otóż uważam, że logo nie może być wybierane w trybie "narysujcie loga, a my sobie któreś wybierzemy". Czy swoosh Nike'a wygrałby w konkursie piękności?
Ostatni raz skusiłem się na udział w konkursie na logo Politechniki Białostockiej, ogłoszony latem 2007. Przekonały mnie: profesjonalna organizacja, jury, nagroda (5000 PLN) i nuda. Wysmażyłem toto:
Minął rok, a Polibuda nadal posługuje się "starym" logiem (http://www.pb.edu.pl/). Planowana przez organizatora data rozstrzygnięcia konkursu przeminęła z jesiennym wiatrem. I co? I nic. A właściwie nie wiadomo co, bo po konkursie nie zostało nawet wspomnienie w aktualnościach serwisu uczelni. Czy konkurs nie został rozstrzygnięty? A może go odwołano? Może jury utknęło na bezdrożach? Nie wiadomo. A logo zostało. Czy ktoś zechce kupić ode mnie logo Politechniki Białostockiej? Jest takie ładne...
Paka!
Nie mów, że taki konkurs jest rodzajem przetargu, w którym potencjalny wykonawca składa ofertę bez gwarancji wygranej. Że to przecież normalna, rynkowa praktyka, i że przecież każda firma ponosi analogiczne ryzyko uczestnicząc w przetargach. Konkurs na projekt graficzny to NIE JEST to samo, co przetarg. Biorąc udział w przetargu przedstawiam ofertę, dołączam rekomendacje i inne dokumenty, które mają przekonać, że to właśnie ja potrafię zrobić najlepiej - ale przecież nie wykonuje usługi, będącej przedmiotem przetargu, he? Wyobrażasz sobie jak zareagowałby glazurnik, gdyby ktoś mu powiedział: "Niech pan ułoży płytki w łazience, inny fachowiec ułoży w toalecie, jeszcze inny w kuchni, a ja zapłacę temu, kto to zrobi najładniej".
Niemniej jednak, jak wspomniałem wyżej, to nie jest powód, dla którego unikam konkursów. Czasem mi się chce zrobić coś dla wprawy. To nic, że układ nierówny, a praca prawdopodobnie poleci w kibienimacier. Powód, dla którego zwykle nie biorę udziału w konkursach jest inny. Otóż uważam, że logo nie może być wybierane w trybie "narysujcie loga, a my sobie któreś wybierzemy". Czy swoosh Nike'a wygrałby w konkursie piękności?
Ostatni raz skusiłem się na udział w konkursie na logo Politechniki Białostockiej, ogłoszony latem 2007. Przekonały mnie: profesjonalna organizacja, jury, nagroda (5000 PLN) i nuda. Wysmażyłem toto:
Minął rok, a Polibuda nadal posługuje się "starym" logiem (http://www.pb.edu.pl/). Planowana przez organizatora data rozstrzygnięcia konkursu przeminęła z jesiennym wiatrem. I co? I nic. A właściwie nie wiadomo co, bo po konkursie nie zostało nawet wspomnienie w aktualnościach serwisu uczelni. Czy konkurs nie został rozstrzygnięty? A może go odwołano? Może jury utknęło na bezdrożach? Nie wiadomo. A logo zostało. Czy ktoś zechce kupić ode mnie logo Politechniki Białostockiej? Jest takie ładne...
Paka!
środa, 13 sierpnia 2008
Wczorajszy Białystok
Niedawno byłem na konsultacjach społecznych dot. strategii promocji Białegostoku, którą prowadziła Eskadraa. Prezentacja dotyczyła przyszłości wizerunku naszego miasta i przedstawiała szereg różnorodnych zjawisk, np. takich jak: autentyczna wielokulturowość, ekologiczny charakter miasta, Jagiellonia, esperanto, "wschodniość" Białegostoku, ekspresja mieszkańców, taniec...
Nie mogłem się wówczas oprzeć wrażeniu, że koncentrując się na jednostkowych zjawiskach, Eskadra nie była w stanie złapać ducha miasta. Nie chciałbym tutaj potępiać w czambuł tego, co robi Zmyślony i jego kamanda, bo to dobra robota, tylko zwrócić uwagę na to, że my, Białostoczanie jesteśmy specyficzni i jako tacy - ciekawi dla innych. Dlaczego jesteśmy tak bardzo inni od potomków starych mieszczańskich rodów? Zobacz pewien film z 1958 i zobacz, jak zmieniał się Białystok pół wieku temu nazad.
Paka!
Nie mogłem się wówczas oprzeć wrażeniu, że koncentrując się na jednostkowych zjawiskach, Eskadra nie była w stanie złapać ducha miasta. Nie chciałbym tutaj potępiać w czambuł tego, co robi Zmyślony i jego kamanda, bo to dobra robota, tylko zwrócić uwagę na to, że my, Białostoczanie jesteśmy specyficzni i jako tacy - ciekawi dla innych. Dlaczego jesteśmy tak bardzo inni od potomków starych mieszczańskich rodów? Zobacz pewien film z 1958 i zobacz, jak zmieniał się Białystok pół wieku temu nazad.
Paka!
Subskrybuj:
Posty (Atom)